Witajcie. Za oknem już prawie wiosna. Śnieg stopniał i słońce pięknie rozświetla codzienność. Dziś mam dla Was notkę o lekkim kremie do twarzy, który bardzo polubiłam. Przyznam, że niewiele o nim czytałam zanim go kupiłam. W sklepie szybko zajrzałam na nasz "wizaz" i opinie były całkiem dobre. Więc krem wpadł do koszyka i tak oto mam już 2 opakowanie. Co zapewnia producent, a co ja zauważyłam? O tym poniżej. :)
Co zapewnia producent?
Przyznam, że zauważyłam w znacznym stopniu: nawilżenie, wygładzenie, rozświetlenie. Natomiast w stopniu niewielkim efekt matu. Powiem szczerze, że jestem bardzo zadowolona z działania tego kremu. Nie przetłuszcza mojej skóry, która jest mieszana. Nie powoduje zwiększenia liczby zaskórników i niedoskonałości. Moja skóra dzięki niemu jest naprawdę promienna, wygląda zdrowo. Ten produkt dobrze sprawdza się jako baza pod makijaż. Wrócę jeszcze do efektu matowej skóry. Jedyny krem, który matuje moją cerę to sławna "Siarkowa moc". Tylko co z tego, że matuje jak też przesusza? Jednak czasem potrzebuję matowej cery na dłuższe godziny i wtedy tamten krem sprawdza się idealnie, choć nie na co dzień. Dlatego Lirene jest moim ulubieńcem w codziennej pielęgnacji.
W składzie zwracam uwagę na to, aby nie było składnika o nazwie
Paraffinum Liquidum. Składnik ten szkodzi mojej skórze. Nie mówię tego dlatego, że panuje powszechna moda na słowa "krem mnie zapycha", lecz dlatego, że obserwowałam swoją skórę i słynna parafina sprawia, że moja skóra nie wygląda dobrze. Jeśli macie problemy z niedoskonałościami i wasza skóra jest tłusta w strefie T lub w całości to zwróćcie uwagę na parafinę w składzie. Jeśli jest w danym produkcie to może przyczyniać się do pogorszenia stanu cery. Nie będę udawała, że znam się na składnikach, które są stosowane w kosmetykach więc mało która nazwa z składzie mi coś mówi. Części się domyślam, a części nie znam. Jednak jeśli chcecie sprawdzić dany składnik to zapraszam Was na tą
stronę. Jeśli klikniecie to przekieruje Was do informacji o
Paraffinum Liquidum. :)
Puste denko, krem zużyty w 100%. :)
Widzicie małe zielone kuleczki? To kapsułki z wit. E. Są delikatne i rozpuszczają się przy nakładaniu. Krem ma konsystencję kremo-żelu. Jest lekki i szybko się wchłania. Nie pozostawia lepkiej warstwy. Zapach jest przyjemny. Wyczuwam nutę mango, słodkich owoców, może brzoskwini?
Moja ocena: 9/10 (gdyby matował skórę, to byłby ideałem)
Cena: 23,99zł (w Leclercu)
Miałyście ten produkt? A może polecacie inny krem, który nie tylko nawilża, ale też matuje? :)
Do napisania! ♥